Obsługiwane przez usługę Blogger.

Winge

Winge is a professional blogger template with a touch of minimalistic design and responsive screen.

industRAJ czyli Dolne Witkowice

by - lutego 06, 2019


Plan na pierwszą sobotę lutego? Wejść do wnętrza wielkiego pieca w hucie.


Czy do reszty dopadła mnie zimowa depresja i wymyśliłam sobie oryginalny sposób na popełnienie samobója zamiast skakać z okna jak przykładny jastrzębianin?  (nie wiem, czy są prowadzone takie statystyki, ale myślę, że Jastrzębie-Zdrój przoduje w ilości osób odbierających sobie życie przez skok z okna. Biorąc pod uwagę, że w zasadzie całe miasto jest wielką płytą nie powinno dziwić, że taka forma samobójstwa cieszy się największą popularnością).

Jesteśmy w tej komfortowej sytuacji, że do Czech z Jastrzębia-Zdroju można dojść z buta w godzinę.
Często więc na pytanie "Jak tam Wasz weekend?" możemy odpowiadać:
"Aaaa, nic specjalnego, szybki wypadzik za granicę..". A że wypadzik do Petrovic czy innego czeskiego prdel sveta to już drobny szczegół.

Do Ostravy jednak już z buta w godzinę nie dojdziemy, więc zdecydowaliśmy się pojechać autkiem. Renówka nie odpaliła za pierwszym razem (zapamiętajcie ten moment, jeszcze do tego wrócimy), ale za drugim się udało, i tak oto śmigaliśmy A1 do Ostravy.  Do Ostravy dojedziecie bez konieczności zakupu winietki,więc nic tylko jechać!

Ale chwila, po co my tam właściwie jedziemy? Co to za wielki piec, jaka huta, wtf? 28 lat życia na Śląsku i jeszcze jej się chce jakieś tam huty i kopalnie oglądać!




Dolne Witkowice to nie jakaś tam huta i kopalnia. To prawdziwy industrialny raj. Jedno wielkie industrŁAŁ. Miejsce idealne na koncert Rammsteina, czy film postapo. Taki czeski film to bym oglądała.




Ogromny przemysłowy kombinat powstał w 1828 i nieprzerwanie funkcjonował do 1998, kiedy to piece zostały ostatecznie wygaszone. Przez te wszystkie lata wyprodukowano tam 90 mln ton surówki i 42 mln ton koksu. Cały ten szalony świat rur i pieców zdecydowano się przekształcić w muzeum i strefę kulturalno-edukacyjną, wybudować ogromną wieżę widokową i uczynić z niego "ostravskie hradczany", wizytówkę tego trzeciego co do wielkości miasta w Czechach.




Decydujemy się na zwiedzanie z przewodnikiem. To znaczy... wyboru zbyt wielkiego nie mamy, jeśli chcemy wejść na wieżę i zobaczyć całe to żelastwo do środka. Taka przyjemność kosztuje 210 czeskich koron, czyli trochę ponad 30 złotych. Kompletny cennik znajdziecie TUTAJ. Znajdziecie tam też informacje o tym, jakie wystawy można zobaczyć na terenie kombinatu, czyich koncertów posłuchać i wiele wiele innych. 

Odnośnie koncertów! Co roku organizowane są dwa dość spore festiwale: 
Colours of Ostrava - pop, rock, blues, alternatywa, indie, folk, każdy znajdzie coś dla siebie. Ja w tym roku znalazłam dla siebie The Cure, Florence and the machine i Mogwai. Jeśli jakimś cudem czyta to mój szef, to ładnie proszę o podwyżkę, bym nie żałowała kasy na koncert.
Ostrava w Plamenech - czyli Ostrava na ostro! Nie wiem, co gra w tym roku, bo jeszcze nie ma informacji, ale w poprzednich latach grał Moonspell, Within Temptation, Arch Enemy i Kreator. Żądam Rammsteina w 2019! Naprawdę nie ma lepszego miejsca na metalowe koncerty niż miejsce, gdzie produkowano metal. Hehe.



Przed rozpoczęciem zwiedzania dostajemy kaski, które musimy założyć na głowę. Normalnie jakbyśmy szli na szychtę!




Pan zapozował jak do zdjęcia na stocka. Kadr idealny na ulotkę "Szukasz pracy? To szukaj dalej, u nas chujowo jak barszcz, nie warto".










 Skipovy vozik. Jak tu nie kochać czeskiego? 



Bolt Tower. Generalnie Czesi uwielbiają  vyhlidky i rozhledne. Budują je gdzie tylko się da. Nazwać wieżę na cześć jamajskiego lekkoatlety? Czemu nie, całkiem dobry pomysł! Żeby nie było, Usain Bolt Ostrawę odwiedza, na Bolt Tower też oczywiście był, knedliki jadł i Kofolę pił.










Ze szczytu Bolt Tower widać jak na dłoni całą Ostrawę i górujące nad nią Beskidy. Widać też, że nie tylko Dolne Witkovice są doskonałą scenerią dla filmu post-apo. Bloki, magazyny, przemysłowe budowle, dymiące kominy i szyby. Brudne przedwiośnie, topniejący śnieg i ogólna szarość tylko potęguje to wrażenie. 
Przy lęku wysokości spacer niemalże 80 metrów nad ziemią po podłożu z ażurowej, metalowej siatki to nie lada wyzwanie. Zwłaszcza kiedy wieje tak silny wiatr, że trzeba się trzymać barierki dla własnego bezpieczeństwa. Kto chce może wypić kawę/kofolę/zjeść ciastko w kawiarni na wieży. Ciastka bardzo lubię, Kofolę też, ale wolę wykorzystać przerwę w zwiedzaniu na latanie z aparatem po tarasie. 









Na koniec wisienka na torcie. Wchodzimy do wnętrza wielkiego pieca.


Skojarzenia z piekłem jak najbardziej wskazane. Kiedyś (jeszcze w 1998 roku) temperatura przekraczała tam 1500 stopni Celsjusza.







Mało brakowało, a w Ostrawie zostalibyśmy trochę dłużej niż zakładaliśmy. Na szczęście w przypadku odpalania auta zasada do 3 razy sztuka nie działa i czasem za 30 razem się w końcu uda!




To co, widzimy się na wystawie prac Frantiska Kupki i koncercie zespołu o nazwie rodem z recepty od dermatologa? 

You May Also Like

0 komentarze