Podczas tej wyprawy nie było nam do śmiechu w ogóle, nie tylko w Chochołowskiej.
Tak to już jest, kiedy masz pecha. Kiedy o 6:10 rano przed wyjazdem w 5 godzinną trasę odkrywasz, że kiepskim pomysłem było wypicie tej kawy i teraz strasznie chce Ci się sikać, w pobliżu nie ma żadnego toitoia, ani nawet krzaka, a jedyne sensowne miejsce jest "za biedronką przy dworcu" i kiedy już w końcu decydujesz się zaryzykować i nadszarpnąć swoją godność, to uprzedza Cię jakiś wątpliwej reputacji jegomość. Myślisz sobie, trudno, jakoś to będzie. I wtedy dostrzegasz, że na dworcu stoi już Twój autobus, wypasiony, prawdziwa limuzyna wśród autobusów, a nie zwykły stary pekaes. Co więcej, serce skacze Ci z radości na widok naklejki "WC" i "KAFE BAR" na tyle autobusu. Myślisz sobie TYLE WYGRAĆ.
Niee, nie w tym życiu.