Obsługiwane przez usługę Blogger.

Winge

Winge is a professional blogger template with a touch of minimalistic design and responsive screen.

Tatry jesienią

by - marca 10, 2019


Tatrzański urlop 2017. Rusinowa Polana, Dolina Pięciu Stawów, Kasprowy Wierch i Hala Gąsienicowa. Miał być jeszcze Starorobociański i okolice, ale jak nie urok, to sraczka.


Kto powiedział, że piękne widoczki muszą być okupione hektolitrami potu i pęcherzami na stopach ten nigdy nie był na Rusinowej Polanie. Idąc od strony Wierchu Poroniec nie zdążycie się nawet zmęczyć i zapytać "daleko jeszcze?". OBŁĘDNY widok na Dolinę Białej Wody, towarzystwo owiec (które ogólnie jest super bonusem do zdjęć, ale polecam na Rusinowej uważać gdzie siadacie...)
Chcieliśmy zostać do zachodu słońca, ale tego dnia mieliśmy jeszcze kawałek do przejścia, więc z bólem serca udaliśmy się w kierunku Gęsiej szyi.




























"psssst, chcesz oscypka?"









1180 schodków później naszym oczom ukazuje się taki oto widok. W internetach landszaft z Gęsiej szyi jest wychwalany pod niebiosa. My jednak nie mieliśmy okazji się nim nacieszyć. Dziwne porykiwania dochodzące gdzieś z lasu sprawiły, że wzięliśmy nogi za pas. Nie pokrzepiała nas myśl, że tym lasem będziemy wędrować przez najbliższe 2 godziny. Być może były to zaloty jeleni, a być może głodny miś. Na szczęście nie mieliśmy okazji się dowiedzieć.
Nocleg czeka na nas w schronisku Roztoka, które co roku przoduje w rankingach na najlepsze schronisko według NPM. Zazwyczaj preferuję noclegi  z widokiem, a Roztoka położona jest na polance w środku lasu, ale ma to swój klimat. Czy to najlepsze schronisko górskie w Polsce? Nie wiem. W każdym razie, na pewno z najlepszą toaletą ze wszystkich schronisk w jakich byłam. I najlepszymi krokietami z barszczem. Nie pamiętam dokładnej ceny, ale barszcz był tani jak barszcz. Grzaniec tak dobry, że wypiłam dwa. I super naleśniki, a ja jestem naleśnikową Magdą Gessler, naleśnikowym koneserem, ciężko mi w tej kwestii dogodzić. W zasadzie mogłabym tam przyjechać na kilka dni, poleżeć do góry brzuchem i jeść wszystko, co mi dadzą. Jestem pewna, że wszystko byłoby pyszne.





Tatrzańskie Rivendell?



Cel na następny dzień: Dolina Pięciu Stawów. Tylko nie wchodźcie czarnym szlakiem, bo gwarantuję, że rozboli Was pięć stawów, a nawet więcej. Choć kolory szlaków tak naprawdę nie mają żadnego znaczenia, to w tym wypadku zielony serio jest dla "zielonych",  lajtowy spacerek , a czarny to zło i ból kolan. No i idąc zielonym w pakiecie dostajecie Wielką Siklawę, idealny przystanek na zdjedzenie kanapek!








Ładne obrazki na insta kontra rzeczywistość. 




Dolina Pięciu Stawów zdecydowanie najbardziej podoba mi się w tej jesiennej, surowej odsłonie.












Mieszkałabym. Udomowiłabym niedźwiedzie i świstaki. No i musiałabym je wytresować, by chodziły do sklepu po zakupy, bo trochę daleko.





Pamiętam, że byłam wtedy strasznie nagrzana, by wejść na Krzyżne. Śnieg jednak pokrzyżował nam plany. Hehe. A krążący w okolicach Piątki helikopter Topru osłabiał morale na tyle, że nawet gdybyśmy mieli raki, to i tak byśmy się nie zdecydowali na wyprawę gdziekolwiek wyżej. Skończyło się na grzańcu pod schroniskiem i wędrówce do Pustej Dolinki.







Dzień trzeci to Kasprowy na nogach! Tym razem szlak zielony to mordęga. Nienawidzę podejścia przez Myślenickie Turnie. Zdecydowanie bardziej wolę wchodzić na Kasprowy przez Halę Gąsienicową. Może dlatego, że Gąsienicowa to jedno z moich ulubionych miejsc w Tarach? A może dlatego, że szlak przez Myślenickie Turnie wieje nudą.






Wiem, że Kasprowy już był. Wiem też, że będzie tutaj jeszcze przynajmniej raz! Ktoś może pomyśleć "po uja wchodzić tyle razy na ten sam szczyt?!". Ano po to, że jest spoko, że za każdym razem trafiam na zupełnie inne warunki i za każdym razem mam cichą nadzieję, że może tym razem uda się ruszyć w stronę Kondrackiej Kopy i spółki. Tym razem znowu się nie udało. 




Ale nie ma tego złego. Przynajmniej mogliśmy zejść na Halę Gąsienicową i obijać się tam aż do zachodu słońca. 




Dolina jak z Władcy Pierścieni. 














Kościelec czy Jabba?









Gdyby się dało, to szłabym tyłem. Zamiast tego co chwila przystaję i oglądam się za siebie. Nic lepszego nas już nie czeka tego dnia. Długi powrót niekończącym się lasem w akompaniamencie dziwnych pomruków dobiegających z krzaków, a potem parówki i kabanosy na kwaterze, które są podejrzanym nr 1 w kwestii problemów żołądkowo-jelitowych następnego dnia. Tatry Zachodnie będą musiały poczekać.  A Michał aż do dziś nie je kabanosów.

Podsumowując, jesień to chyba najbezpieczniejsza pora na łażenie po Tatrach. Nie jest za ciepło, ale też nie jest za zimno. Nie trzeba taszczyć 10 litrów wody w plecaku, ani raków, czekana czy innego zimowego szpeju. Nie ma już ryzyka, że burza dopadnie gdzieś na grani. Czasem jedynie nieoczekiwanie spadnie trochę śniegu, no i miśki jeszcze nie śpią i jedzą na zapas...

You May Also Like

2 komentarze

  1. Fajne jesienne Tatry :) Widok z Rusinowej jak zawsze mega.

    Ale ze stwierdzeniem, że jesienią są najbezpieczniejsze, to mam inne zdanie. Dla mnie właśnie jesienią jest najmniej bezpiecznie do chodzenia po Wysokich Tatrach. Często cienka warstwa śniegu, niewidoczne oblodzenie, nie wiadomo czy lepiej w rakach czy bez. Taka pora nijaka.
    Co innego zachodnie wczesną jesienią, gdy trafi się na tak zwaną polską złotą jesień. To sama przyjemność :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ten śnieg to największy minus, spadł tuż przed wyjazdem i właśnie przez to nie poszliśmy wtedy nigdzie wyżej. Pamiętam, że jak czytałam kronikę Topru, to wtedy ktoś się pośliznął dość hardo na Kozim. Ale gdyby nie było śniegu to warunki marzenie :D

      Usuń