Obsługiwane przez usługę Blogger.

Winge

Winge is a professional blogger template with a touch of minimalistic design and responsive screen.

Przepis na Pieniny? Skały + Połoniny!

by - lutego 11, 2020



Co robić, gdy w Tatrach właśnie ogłosili 4 stopień zagrożenia lawinowego, śnieg wciąż sypie, a w dodatku w Zakopanem odbędzie się puchar świata w skokach narciarskich i okolicę zaleją dzikie tłumy? Kiedy wszystko jest nie tak, wszystko Cię wpienia jedź w..... PIENINY!

NAJWYŻSZA W PIENINACH... WYSOKA

Plan na dzień nr 1. Zdobyć najwyższy szczyt Pienin - Wysoką. Żeby było śmiesznie najwyższy szczyt Pienin leży nie w Pieninach, ale w Pieninach Małych!



Wysoka słynie z wysokiej jakości widoków na Tatry i okolice. Mimo tego, że jest najwyższym szczytem pasma, pod względem popularności ustępuje Trzem Koronom i Sokolicy. Kiedy patrzymy na nią z Trzech Koron nie wyróżnia się niczym szczególnym. W zasadzie wygląda, jak porośnięty drzewami kopczyk. Trzy Korony rozpozna każdy, Sokolica ma swoją sosnę i generalnie przypominać może skałę z Króla Lwa, a jej epicko strome ściany opadają aż do samego Dunajca. Design 10/10. Generalnie Wysoka średnio się nadaje na pocztówki, koszulki czy na inspirację dla polskiego przemysłu browarniczego (przy okazji polecam piwo 3 Korony, to nie jest post sponsorowany, naprawdę w swej kategorii - 2 zł - nie ma sobie równych!).

Nie dajcie się zwieść jej niepozornemu wyglądowi. Jej Wysokość upomina się o należny szacunek podczas ataku szczytowego, gdzie można się naprawdę nieźle zmęczyć.

Startujemy w wąwozie Homole. Ścieżka jest elegancko przetarta, ale wszelkie próby zboczenia z niej na chwilę, by złapać lepsze ujęcie, kończą się zapadnięciem po kolana w śniegu.





Razem z nami szlakiem wędrują:

  • Sebix i Karyna, on w Vansach i spodniach z odkrytymi kostkami (szacuneczek, mi w stuptutach było zimno), ona w kozaczkach i płaszczyku. Dotarli do polany pod Wysoką. Można? Nie ubiór najważniejszy, a zapał. Tylko żal mi tych czerwonych z zimna kostek.



  • rodzina z trójką dzieci, z czego najmłodsze niesione przez ojca na barana płacze wniebogłosy, bo tata jakby zapomniał, że małego mogą smagać po twarzy gałązki rosnących przy szlaku drzew. Myślę, że dzieciak jak dorośnie, to będzie wolał jeździć nad morze.


I jeszcze kilka randomowych ludzi. Generalnie całkiem tłoczno.

Nie mamy raczków. Ale fakt, że gość w Vansach daje radę, działa motywująco i też jakoś radzimy sobie z miejscami dość śliskim podłożem. Raki/raczki z pewnością dałyby jednak +10 do komfortu wędrówki.








Od momentu, gdy pojawia się tabliczka informująca o tym, że znaleźliśmy się w rejonie rezerwatu Wysoka, ilość śniegu dość drastycznie się zwiększyła. Z tego miejsca niestety nie mam zdjęć, bo wchodziło się naprawdę ciężko, przez większość trasy na pieska, a czasem po dwóch krokach do przodu zjeżdżało się jakieś 4 do tyłu.

Kiedy już naprawdę mi się nie chce przedzierać przez śnieg, pokrzepia mnie wołanie Adrysa, który jest już znacznie wyżej:

" CHODŹCIE,WARTO!"

No jak warto, to idę. Na zdjęciach w internetach widziałam, że na sam szczyt wchodzi się schodkami trochę jak na Trzy Korony. Jeśli schodki faktycznie tu są, to zostały całkowicie zasypane. Jakieś 5 minut od szczytu trafiamy na punkt widokowy, gdzie przekonuję się, że naprawdę BYŁO WARTO.  Jednocześnie stwierdzam, że ja tu sobie siadam i zostaję, szczytu co prawda nie zdobędę, ale to zawsze pretekst, by wrócić. A co może lepszego czekać mnie na szczycie? Panoramy Alp raczej z niego nie zobaczę, więc co może być lepszego od TEGO?

Wysoka, Pieniny, Panorama

Wysoka, Tatry, Pieniny

"Jak zdejmiesz rękawiczki i położysz na śniegu, to już ich nie założysz"
Pałlo Coelho

Mądry Polak po szkodzie, na izbie przyjęć z odmrożeniami.
Nie no, tak źle nie było, ale łapki zmarzły nieźle.
Kiedy zobaczyłam widok na Tatry i podhalańskie polanki, zrzuciłam rękawiczki i zaczęłam trzaskać zdjęcia, jak w amoku. Po kilku minutach podniosłam je ze śniegu i były już totalnie zamarznięte, tak sztywne, że nie dało się do nich włożyć ręki. Nie uczcie się na swoich błędach, lepiej na moich!

Buła z kotletem z mięsa mechanicznie odzielonego z kurcząt jeszcze nigdy nie smakowała tak wybornie jak z widokiem na Tatry.
Zachód słońca tego dnia nie będzie zbyt spektakularny, zapowiadał się blado i mglisto. Może to i dobrze, bo przynajmniej fakt, że musimy się zbierać, nie boli tak mocno. Do schroniska pod Durbaszką mamy jeszcze około godziny drogi, nie wiadomo ile śniegu będzie na szlaku, czy ktokolwiek tamtędy chodził ostatnimi czasy. W gubieniu zimą szlaku mam już pewne doświadczenie (Pilsko 2015 i schodzenie stromymi zboczami "w stronę światła"), ale jednak wolałabym nie musieć dopisywać kolejnego punktu z tej kategorii do mojego górskiego CV.

Jest naprawdę stromo, więc schodzi się ciężko. Właściwie to nie ma sensu schodzić. Lepiej zjeżdżać. Na dupie. A kiedy mówiłam, by zabrać dupoloty wszyscy kręcili nosami.
Kolejna złota rada:
Jeśli wybieracie się zimą w Pieniny to polecam zabrać dupolot, na tyłku też się da, ale śnieg w gaciach trochę popsuje wam radochę.




Przed wyjazdem naczytałam się, że idąc zimą w góry wszystkie czasy przejścia powinno się mnożyć przez dwa, że pewnie do nocy nie wygrzebiemy się z tego śniegu. W naszym przypadku tak nie było. Dojście na Wysoką (w moim wypadku pod Wysoką) zajęło nam 2 godzinki z hakiem, a po drodze było jeszcze sporo przystanków na fotki połączonych z marudzeniem w stylu "stań trochę prawo, głowa w lewo", zbaczanie ze szlaku na "punkt widokowy", przerwa na oddychanie, przerwa na batona, słowem, nie spieszyliśmy się jakoś strasznie. Dodam, że od początku zimy moją jedyną większą aktywnością fizyczną było wyjście do sklepu po bułki i Chodakowska raz na 2 tygodnie, jak zjem ciastko, by zagłuszyć wyrzuty sumienia. Ze swej strony polecam wybierać stosunkowo popularne szlaki, nie skąpić na kijki, raczki, stuptuty i odzież termoaktywną. Do tego termos, naładowany telefon, orientacja w terenie, stabilna pogoda i każdy szlak będzie Wasz. A PRZYNAJMNIEJ W PIENINACH! No dobra, może jednak nie. Ale przekonacie się, że nie taka ta zima straszna, jak ją malują. 
Dobra, powymądrzałam się, to idziemy dalej!

Szlak do schroniska pod Durbaszką byłby bardzo przyjemny gdyby nie fakt, że przez większość drogi towarzyszą nam widoki nie na tą stronę, co trzeba. Tzn, Beskid Sądecki i Gorce spoko, ale jednak wolałabym patrzeć na Tatry, schowane gdzieś za drzewami.








Schronisko pod Durbaszką to dziwne schronisko. A właściwie to nie schronisko tylko "Górski Ośrodek Szkolno-Wypoczynkowy "Pod Durbaszką". Filia Młodzieżowego Domu Kultury. "Dom Harcerza" w Krakowie".
Co to oznacza? Najważniejsza informacja: jeśli po całodziennej wędrówce marzycie tylko o zimnym piwerku, to pozostaje Wam marzyć dalej. Pod Durbaszką nie kupicie ani zimnego, ani jakiegokolwiek, ponieważ miejsce ma status placówki oświatowej, więc obowiązuje w nim zakaz sprzedaży alkoholu. Zamiast piwa mają całkiem spoko pierogi, polecam. Imo pierogi lepsze niż piwo!

Schronisko pod Durbaszką ma jeszcze dziwniejszego kota. Kot oczywiście uwielbia przebywać w jadalni i oczywiście widać to po nim już na pierwszy rzut oka. Ulubione zajęcie kota poza wyłudzaniem jedzenia? Patrzenie, atakowanie i stalkowanie. To trochę przerażające, kiedy wieczorem wychodzisz z pokoju do toalety a pod drzwiami siedzi kot i bacznie obserwuje. Jeszcze bardziej przerażające, kiedy pół godziny później uchylasz drzwi, by sprawdzić, czy wciąż tam jest, a kotek siedzi sobie jakby nigdy nic.





Schronisko pod Durbaszką to również doskonała baza wypadowa do robienia zdjęć. Wybierając miejsce do nocowania zawsze kieruję się tym, czy okolica sprzyja zrobieniu fajnych kadrów zachodu i wschodu. Na Durbaszce sprzyja bardzo. Tylko musi jeszcze sprzyjać pogoda. Nam akurat na wschodzie nie sprzyjała, miało być morze chmur, a zamiast tego było morze smogu, więc pospaliśmy sobie dłużej. Jednak jeśli prognozy są łaskawe, to warto rozważyć 30 minutowy spacer na Wysoki Wierch, z którego panorama sprawi, że zapomnicie, jak fajnie było w ciepłych objęciach schroniskowej kołderki.



TRZY KORONY

Na Trzy Korony prowadzi kilka szlaków, my wybraliśmy trasę, która ma swój początek w Sromowcach Niżnych, przy schronisku... Trzy Korony. Zimą na dojście na szczyt dobrze sobie założyć około 2 godzin, wiosną, latem i jesienią można uwinąć się szybciej. Sama trasa nie należy do szczególnie widokowych, choć odcinek szlaku wiodący przez Wąwóz Szopczański i urwiste, skalne ściany zawsze robią na mnie wielkie wrażenie.





Szlak na Trzy Korony sprawił, że pierwsze, co zrobiłam po powrocie z wycieczki, to siadłam do internetów i zamówiłam raczki. Zamiast chodzić na czworakach, zawczasu pomyśl babo o rakach, hehe.  :(
Przełęcz Chwała Bogu swą nazwę ma nie bez powodu. W tym miejscu lód zamienił się w puszysty śnieżek i można było powiedzieć "Chwała bogu!" po czym bez większych przeszkód ruszyć do góry, ku Trzem Koronom. Do momentu Przełęczy było naprawdę tak ślisko, że chciałam zrezygnować.


Wchodzisz dwie godziny na szczyt. W końcu stajesz na platformie widokowej, bierzesz głęboki wdech, wreszcie trudy wędrówki zostaną wynagrodzone przez piękne widoki, a tam.... naszczane.
Perfidnie "cytrynowy" śnieg. Serio, ludzie?


Musicie mi uwierzyć na słowo, że gdzieś za tymi chmurami i smogiem jest ukryty obłędny widok na Tatry.







Tatr co prawda nie było widać, ale kto by się tym przejmował skoro na horyzoncie majaczyła nam góra Fudżi!



Po jakiejś godzinie spędzonej na platformie widokowej postanawiamy wracać z powrotem. Na szlaku mijamy dwóch facetów około 50tki, z których jeden nie potrafił ustać na nogach. Pierwsza myśl, że musiał się gdzieś po drodze wywrócić na lodzie, w końcu ślisko. Kiedy jednak zabraliśmy się za wyprzedzenie tych jegomościów, to wszystko się wyjaśniło: poczuliśmy silny aromat wódeczki, a chwiejący się delikwent bełkotał do nas coś pod nosem w języku, który może zrozumieć tylko kompan od kieliszka. 




Potem już tylko pierogi w schronisku "Trzy korony" we wszystkich możliwych smakach. W schronisku spotkaliśmy też chwiejącego się pana, który do schabowego musiał zamówić, a jakże, piwerko!



You May Also Like

0 komentarze