Obsługiwane przez usługę Blogger.

Winge

Winge is a professional blogger template with a touch of minimalistic design and responsive screen.

Tre Cime di Lavaredo - piękno dostępne dla każdego

by - października 29, 2018


Tytuł Was nie przekonuje? To rzućcie okiem na poniższe zdjęcia.


Możesz być Panem w podeszłym wieku poruszającym się o balkoniku, albo włoskim Christianem Greyem prowadzącym rozmowy biznesowe na szczycie. hehe. Możesz być oldskulowym turystą we flaneli, która pewnie zwiedziła z Tobą od lat 80 całe Alpy, a równie dobrze możesz być yorkshire terrierem (trustory, mijałam kilka). Nawet krótkie łapki to nie przeszkoda. Brak łapek też. Myślę, że Nick Vujcic też dałby radę.

Opisz na podstawie kilku przykładów dlaczego Dolomity są super: 

Dolomity są super, bo na 2 tys metrów można wjechać autem czy autobusem. Jeśli masz chorobę lokomocyjną to lepiej zamknij wtedy oczy, bo zakręty są naprawdę szalone. 
Chociaż widoki są zbyt piękne, więc może lepiej na wszelki wypadek weź zapas foliowych torebek. Gdybym miała chorobę lokomocyjną to rzygałabym, ale patrzyła za okno.

Jako świeżo upieczony kierowca (kierowczyni? pani kierownik?) zdecydowanie wolę wjechać pod Rifugio Auronzo autobusem. Myślę, że jako kierowca z 10 letnim stażem również będę wolała wjechać pod Rifugio Auronzo autobusem. Chyba, że ktoś mnie zawiezie autem. Włoskie, górskie drogi, to zdecydowanie nie na moje nerwy. 
Natomiast kierowcy mijający się na wąskich zakrętach z beznamiętną miną to moi bohaterowie.

Jak my dojechaliśmy do Rifugio Auronzo? Przede wszystkim dość drogo. Dodatkowo dojazd transportem publicznym jest czasochłonny. Regionalnymi pociągami Bolzano-Fortezza-Dobbiaco Toblach, a potem jeszcze busem 444, który za 8 ojro zawiezie Was na najpiękniej położony parking na świecie. Cała trasa w jedną stronę kosztowała nas jakieś 30 ojro. Można to zrobić taniej, kupując bilety w automatach na dworcu, ale mądry Polak po szkodzie. Zdecydowanie lepiej  jest przyjechać własnym autem, albo wynająć jakieś na miejscu. Podróżowanie komunikacją miejską i planowanie wszystkiego, to jednak spore przedsięwzięcie logistyczne.
No i cały czas spina w stylu "Nie możemy się tutaj zatrzymać na fotki, bo ucieknie nam autobus do Dobbiaco, a wtedy będziemy musieli dłużej czekać na busa do Braies, przez co pojedziemy do Brixen późniejszym pociągiem i możemy nie zdążyć na ostatni kurs do Funes". Biuro podróży Szlajamsię po dziś dzień aplikuje sobie dożylnie melisę na wspomnienie tych kombinacji. Ale te widoki są warte wszystkiego.

Rozkłady autobusów:
https://www.sii.bz.it/en

Rozkłady pociągów:
http://www.trenitalia.com/







Kiedy jesteś jednym z tych wiecznie głodnych ludzi i nawet studzienki kanalizacyjne kojarzą Ci się z Oreo.










Dolomity są super, bo nie trzeba godzinami iść przez las, żeby na końcu coś zobaczyć. A nawet jeśli idziemy przez las, to czekają na nas epickie prześwity, ale o tym akurat w następnym odcinku.

Nie udało nam się zrobić pętli dookoła Tre Cime. Do Locatelli szliśmy szlakiem 101 i wracaliśmy tym samym ze względu na to, że trochę gonił nas czas. Ale mamy pretekst, by tutaj wrócić. Choć prawdę powiedziawszy nie potrzeba żadnych pretekstów. Idąc trasą 101 cały czas mamy widok na masyw Cadini di Misurina. Moim zdaniem jeden z najbardziej epickich widoków w Dolomitach.

Wiecie jak przejść 4 km w 5 godzin? Dosłownie co dwa kroki zatrzymywać się na zdjęcia. Nie da się inaczej.



















Łukasz dumnie dzierżący bułki na chwilę przed tym jak je stracił. Powszechnie wiadomo, że nie należy zbaczać ze szlaku. Zwłaszcza w Dolomitach nie ma z tym żartów. Można wtedy spotkać gang złodziei bułek. Dla nich okraść turystę to bułka z masłem. hehe.

























Oglądałam milion zdjęć ze szlaku, ale na żadnym nie widziałam koni. Zresztą, następnego dnia już ich nie było, wyemigrowały poniżej Rifugio Auronzo. Nie przepadam za końmi, ale te były jakieś lepsze. Jak wszystko w Dolomitach. Niebo bardziej niebieskie, trawa bardziej zielona, konie mniej śmierdzą i te sprawy. Podchodziłam do nich, robiłam im zdjęcia, a one wdzięcznie pozowały. Łukasz miał mniej szczęścia. Konie chyba wyczuły, że ma na wierzchu jedzenie (jak to Łukasz, on zawsze ma jakieś jedzenie w rękach), więc rzuciły się na niego galopem. Łukasz w akcie paniki rzucił bułki i się odsunął. Nie bądźcie jak Łukasz. Zanim podejdziecie do koników schowajcie bułki głęboko do plecaka.


































Cierpienia młodego Polaka za granicą 1.




Cierpienia młodego Polaka za granicą 2.




Dobra, jednak stać nas na kawę. 

Nie no, to narzekanie to licentia poetica, nie jesteśmy aż takimi biedakami-cebulakami. Tyle samo za kawę zapłacicie w schronisku w Moku Trochę gorzej, jak wymyślicie sobie, by zjeść apfelstrudel, taki alpejski odpowiednik szarlotki. Ale wciąż nie jest źle, w końcu jesteśmy na wakacjach, nie?



























Dziwnie było znaleźć się wreszcie w tych wszystkich miejscach tak dobrze znanych z instagrama i internetów. Zawsze w takich momentach trochę się boję rozczarowania, że bez instafiltra czy fotoszopy nie będzie tak pięknie. Tutaj jednak jest zdecydowanie piękniej.








To wciąż ziemia, czy gdzieś po drodze porwali nas kosmici i trafiliśmy na inną planetę?

















Muszę się pochwalić, że nocleg mieliśmy z najlepszymi widokami na świecie. Chociaż początkowo na nocleg widoków nie było. Rifugio Locatelli w sezonie (końcówka czerwca - połowa października) rezerwacje przyjmuje jedynie telefonicznie, a dodzwonienie do nich zajęło mi jakiś tydzień. Nocleg rezerwowałam pod koniec sierpnia, a nocowaliśmy 19 września. Internety mówią, że czasem we wrześniu da się coś dostać bez wcześniejszej rezerwacji, więc nawet jeśli nie uda Wam się dodzwonić, to warto zapytać w rifugio, a w razie czego zabrać namiot.
Widziałam kilka namiotów rozłożonych poniżej Locatelli. 10000 milion star hotel. Tylko trzeba go sobie wnieść na plecach. We wrześniu będzie też obowiązkowy baaardzo ciepły śpiwór, bo w nocy jest baaaaardzo zimno. Naprawdę baaaardzo. Łatwo zapomnieć, że jest się tak wysoko. Przyzwyczajenie z polskich gór, gdzie na 2438 nie wchodzi się wygodną, szeroką ścieżką. Bardziej się męczę wracając pod górkę z pracy do domu, serio.

Cena noclegu w pokoju wieloosobowym bez jedzenia to 26 ojro. W pakiecie więzienna prycza i dwa koce.
Następnym razem biorę halfboard. Chociaż bułka twarda jak dolomit z pesto i awokado w tych pięknych okolicznościach przyrody smakuje najlepiej na świecie (pewnie mówię tak dlatego, że nie jadłam kaiserschmarrn w tych pięknych okolicznościach przyrody).





Wszyscy wiemy, że życie potrafi być niesprawiedliwe. Ale kiedy Polak gubi 50 ojro, a znajduje je prawdopodobnie ktoś, kto w ojro zarabia, to już jest przesada!
A teraz powiem wam, jak tego uniknąć. Wystarczy mieć nerwicę natręctw i po każdym wyciągnięciu portfela wyciągać go i sprawdzić, czy nic się nie zgubiło i tak 10 razy. Proste? Średnio. Ale działa!













Wśród różnych języków pod Tre Cime zdarzyło mi się usłyszeć nawet polski. W ogóle śmiechłam, gdy po wyjściu z lotniska w Bergamo jedną z pierwszych rzeczy, jakie usłyszałam było "KURWA STARA, a pamiętasz jak piłyśmy wtedy w tym parkuuu...". To był śmiech przez łzy.























Wcześniej myślałam: zobaczę zachód słońca na Tre Cime i mogę umrzeć. Odwołuję to. Chcę zobaczyć zachód słońca nad Tre Cime jeszcze jakieś 150 razy i wtedy mogę umrzeć.
I koniecznie muszę tam wrócić z lepszym sprzętem i skillem.























Mimo całego ogromu piękna, noc w schronisku Locatelli była chyba najgorszą z moich dotychczasowych tripowych nocy. Gorszą nawet niż spanie w 4 osoby w Oplu Corsa z nogami za oknem (2014, Mała Fatra, tak było). Nie wiem, czy to ta słynna choroba wysokościowa (iksde, przecież spaliśmy zaledwie na 2438), ale było mi jednocześnie zimno i duszno, przez bite dwie godziny nie potrafiłam zasnąć, czułam się tak źle, że dziękowałam sobie w duchu, że wykupiłam ubezpieczenie przed wyjazdem. Ostatecznie jednak zasnęłam, a rano po mojej chorobie wysokościowej nie było ani śladu. Nawet wstałam na wschód słońca. Ale o tym już następnym razem.

You May Also Like

0 komentarze