Obsługiwane przez usługę Blogger.

Winge

Winge is a professional blogger template with a touch of minimalistic design and responsive screen.

Co trzy skalne miasta to nie jedno! Czyli Szczeliniec, Broumovske Steny i Adrspach na weekend

by - maja 28, 2019



To będzie historia o tym jak zafundować sobie naprawdę udany weekend. Jeśli chcecie zafundować sobie podobny, to sugeruję trzymać się mojej kolejności zwiedzania i stopniować sobie emocje. Broumovske Steny są naprawdę dobrą przystawką, Szczeliniec jest wyśmienitym daniem głównym, a Adrspach to wisienka na torcie.


Przed tym wystawnym obiadem musimy jednak czasem przebrnąć przez bułę z pasztetem na śniadanie, którą była...



Kłodzka Góra


Po co komu jakieś Góry Bardzkie? Czy jest tam cokolwiek ciekawego? Po co w ogóle tam pojechaliśmy?

Na widok gór bardzkich na usta ciśnie się:

Pa! Góry!


Bo to takie pagóry tak naprawdę.


Kłodzka Góra przez większość odwiedzających ją turystów jest traktowana jako pokemon, którego po prostu trzeba złapać do swojej kolekcji. Szczyt  należy do Korony Gór Polski, mimo tego, że wcale nie jest najwyższy w Górach Bardzkich. Czemu więc wciąż jest w KGP chociaż najnowsze pomiary podają, że wyższa jest Szeroka Góra?  Bo... czemu nie? Chyba po prostu nikomu nie chciało się tego zmieniać. W tym miejscu ważne info: Szeroka Góra znajduje się rzut beretem od Kłodzkiej, więc możecie odhaczyć po drodze!

Łapanie kolejnych pokemonów z KGP nie jest moim priorytetem, ale skoro kierowca chce, to kierowcy się nie odmawia!
Parkujemy na Kłodzkiej Przełęczy. Nie nastawiam się na zbyt wiele. Wiem, że nie będzie widoków, wiem, że będzie spacerowo, ot, skromne śniadanko przed daniem głównym, które miało wjechać na stół (stołowe).
Miało być też niezbyt męcząco, więc nieźle się zdziwiłam, gdy pierwsze podejście zupełnie zmasakrowało moje płuca i nogi. Na szczęście było to jedyne męczące miejsce na szlaku. I nie mogę pokrzepiająco powiedzieć, że Wasze trudy zostaną wynagrodzone, bo nie zostaną.
Godzinka drogi przez PO PROSTU CAŁKIEM SPOKO LAS, dochodzimy do skrzyżowania szlaków "Pod Kłodzką Górą", gdzie szlakowskazy pokazują, że jeszcze 15 minut do szczytu. I w tym momencie wkroczyliśmy chyba w jakiś tunel czasoprzestrzenny, bo po kilkudziesięciu krokach znaleźliśmy się na szczycie Kłodzkiej Góry. WTF szlakowskazy. To było najkrótsze 15 minut w moim życiu. Tak to po górach mogłabym zawsze chodzić.








Jak rozpoznać szczyt w górach Bardzkich? Generalnie to nie wiem.
W tym wypadku jednak na prawo od ścieżki w lesie kłębiło się sporo ludzi. Poza tym drzewa, krzoki, płasko, zero panoram, zero jakichkolwiek widoków.
Byliśmy trochę skonsternowani ilością ludzi na "szczycie". WTF przecież to K ł o d z k a  G ó r a! Okazało się, że to inni zbieracze Pokemonów. Cała wycieczka! Ogólnie na całym szlaku na Kłodzką Górę spotkaliśmy dużo więcej ludzi niż później na Broumovskich Stenach!

Swoje chwalicie, cudzego nie znacie!
Kłodzka Góra 2/10
Broumovske Steny mocne 8/10


Informacje pratyczne:

jeśli nie zbieracie KGP i nie jesteście wytrawnymi koneserami spacerów po lasach to możecie odpuścić.


Co robią dzieci gdy się nudzą w aucie podczas wycieczki?
Jedzą KG sałatki warzywnej.




Rada na dziś: nie ufajcie nawigacji Google. Nie zliczę ile już razy wyznaczała najkrótszą trasę przez jakieś boczne uliczki, przez które wcale nie docieraliśmy szybciej do celu, bo trzeba było jechać 20 km/h  by nie rozwalić auta na wertepach, albo ile razy robiliśmy bezsensowne kółko.
Tym razem w Kłodzku powadziła nas do ronda tylko po to, byśmy mogli na nim zawrócić do punktu wyjścia, czy dwukrotnie, już w okolicach Karłowa, prowadziła nas drogą, która nagle urywała się w lesie. Dzięki Google, za zmarnowanie jakichś 20 km!


Broumovské stěny


Założę się, że większość z Was nawet o nich nie słyszała. Położone w sąsiedztwie Adrspach i Teplickich Skał odpadają w przedbiegach. Broumovske Skały są o wiele mniej intensywne, spektakularne i monumentalne od Adrspach (w Teplicach nie miałam jeszcze okazji być). Nie są jednak gorsze, są po prostu inne. Oferują inny rodzaj doznań. Przez pustki, jakie zastaliśmy na szlaku, zdawały się być o wiele bardziej dzikie.




Szlak zaczynamy na parkingu w Slavny. Po wyjściu z samochodu na dzień dobry dostajemy w twarz prawdziwie wiejskim zapachem. Wiemy, że nie damy rady zobaczyć dzisiaj całych Broumovskich Sten, ale nasze plany zakładają dotarcie do dwóch najmocniejszych ich punktów: Skalnej Bramy i Koruny. Raptem 8 km, ogarniemy raz dwa i zdążymy jeszcze na zachodzik na Szczelińcu. Nie bądźcie jak my! Broumovske Steny są warte  poświęcenia o wiele więcej czasu, zresztą zaraz zobaczycie dlaczego.






Początek szlaku to przyjemny asfalcik. Co jakiś czas między drzewami prześwitują skałki, jest fajnie, a w każdym razie lepiej niż na Kłodzkiej Górze. Szał zaczyna się tam, gdzie kończy się asfalt. Gdy wkraczamy w las od razu robi się jakoś tak bardziej ciekawie i tajemniczo. Pewnie to określenie  będzie się tutaj przewijało jeszcze kilkadziesiąt razy, ale co poradzę na to, że przez te wszystkie skalne miasta odzywa się we mnie jakaś dusza XIX wiecznego romantyka i mam ochotę rzucać egzaltowanymi epitetami na prawo i lewo? Aż strach myśleć, co będzie jak w końcu pojadę do Saksońskiej Szwajcarii i stanę na jednej ze skałek nad morzem mgieł?!










Cierpienia młodego podróżnika: z jednej strony chcę zasuwać, by zobaczyć jak najwięcej, ale z drugiej strony cierpię, że na te wszystkie piękne miejsca nie mam wystarczająco dużo czasu, by odpowiednio się nimi nacieszyć. Co robić, jak żyć?




















W drodze do wyhlidki na Korunie mijamy punkt widokowy z ławeczką, na której można siąść i podziwiać krajobraz bezkresnych, czeskich pól. Stąd jeszcze tylko kawałeczek do miejsca, w którym opadnie Wam szczęka. Wyobraźcie sobie punkt widokowy z sosenką (Sokolica wcale nie ma monopolu na sosenki! W Stołowych chyba każdy szanujący się szczyt ma taką reumatyczną sosnę w ofercie), gdzie co prawda nie ma ławeczki, ale za to jest... HUŚTAWKA! Ten, kto wpadł na pomysł, by ją tam umieścić, był geniuszem. Wykuwałabym mu pomnik w skale, naprawdę.

Światło zaczyna robić się coraz bardziej złote, co oznacza, że powoli trzeba wracać. Łukasz stwierdził, że nas dogoni, bo chce jeszcze chwilę spędzić na huśtawce. Kiedy po jakichś 10 minutach zaczynamy go wołać, nie ma żadnego odzewu. W dodatku otaczające nas ściany zdają się tłumić nasze wołanie. W końcu udało się złapać zasięg i naprowadzić Łukiego na dobrą drogę. Zdecydowaliśmy, że podczas tego wyjazdu lepiej nie zabierać Łukasza na błędne skały, bo może się to źle skończyć iksde.

















Jest tak ładnie, że można odlecieć z zachwytu!









Z powrotem idziemy żółtym szlakiem, który doprowadzi nas do kolejnego broumovskego "must see" czyli Kamiennej Bramy. Po drodze przechodzimy przez skalne wąwozy, mijamy ogromne ściany, szlak rzuca nam kłody pod nogi - na ścieżce leży całkiem sporo powalonych drzew.































Jest i Kamienna Brama i Łukasz, który od tej pory będzie znany jako "Łukasz, który leży w dziwnych miejscach".





Kiedy po trekkingu czujesz się jakby Cię Seat rozjechał :/



Kiedy wychodzimy spomiędzy drzew złota godzina trwa już w najlepsze.





Informacje praktyczne:

nasza trasa

- na eksplorację Broumovskich Sten zaplanujcie sobie cały dzień, nie warto tego robić na szybciora, naprawdę. Zerknijcie w internetach na Božanovský Špičák, Supí hnízdo, Hvezdę czy Skalni Divadlo (dziwadło to po czesku teatr. SKALNY TEATR. Czy to nie brzmi jak coś, co absolutnie trzeba zobaczyć?!). My tam nie dotarliśmy, ale wrócimy!

- wejście na teren Broumovskich Sten jest bezpłatne, więc tym bardziej trzeba, skoro za darmoszkę!


Szczeliniec


Na parking w Karłowie dojeżdżamy już grubo po zachodzie. Nikt nie chce od nas pieniędzy. Dookoła ani pół człowieka (ani karła?). Karłów wydaje się być wymarły. To nawet nie jest "zadupie gdzie szczekają psy dupami" bo nie ma tu żadnych psów, które mogłyby czymkolwiek szczekać.

Tuż przed wyjazdem chwaliłam się tacie przez telefon, że jadę w Stołowe. Tata mówił, że góry nie uciekną, mam sobie odpuścić, skoro od tygodnia trzyma mnie przeziębienie.
-Nie odpuszczę, bo ZAWSZE tak bardzo chciałam jechać na Szczeliniec!!!!!111
-A pamiętasz jak 12 lat temu na parkingu pod Szczelincem powiedziałaś, że zostajesz w aucie, bo ci się nie chce i mamy z mamą iść sami?
- ;_________;

Tak było. Jako nastolatka NIENAWIDZIŁAM tego całego GŁUPIEGO łażenia po górach. Tak bardzo, że wolałam siedzieć w aucie i czytać niż iść na Szczeliniec?! Shame on me. 

I TU SIĘ ZACZYNAJĄ SCHODY

A dokładnie 665 stopni. Nic strasznego. Po drodze cały czas mijamy ładne formacje skalne, co dodatkowo podnosi morale, no i można się zatrzymać by odpocząć  popatrzeć i dać pole do popisu wyobraźni. Nam dojście pod Schronisko zajęło jakieś 20 minut, z lekką zadyszką. Uprzedzam, że kiedy znajdziecie się na szczycie jeszcze bardziej braknie Wam tchu!

Szczeliniec to nie byle góra. W 1790 roku na jego szczycie stanął Goethe, a 10 lat później John Quincy Addams, późniejszy prezydent Stanów Zjednoczonych. Nie wiem natomiast, czy po Szczelińcu chadzał Jan Paweł II. Podczas wędrówek po Beskidach czy Tatrach nierzadko można poczuć się jak na pielgrzymce przez liczne nawiązania do papieża Polaka przy szlakach lub w schroniskach, a tutaj nic.





Schronisko na Szczelińcu według mnie zasługuje na miano jednego z bardziej klimatycznych schronisk w polskich górach. I to wcale nie za sprawą tego fotela (chociaż głównie tak!). Fakt, że wieczorem można sobie usiąść na tarasie położonym na skalnym urwisku i patrzeć w gwiazdy: 10/10. Jeśli to nie jest super, to nie wiem, co jest.





Jestem pewna, że wszyscy, którzy mają okazję spać ze mną w pokoju wieloosobowym, przeklinają mnie i moje budziki przed wschodem słońca. Szybki rzut okiem za okno. Warto. Na platformę widokową obok Tronu Liczyrzepy dotarłam w ostatniej chwili, kiedy słońce powoli zaczęło się wyłaniać.




































Rzuć monetką na szczęście. Oh wait, ale czy to nie tak, że pieniądze szczęścia nie dają?












W schronisku kawa i szybkie śniadanie. Przy okazji nigdy nie zrozumiem ludzi pijących browara do porannej jajecznicy.

Żeby zagłębić się w skalne labirynty Szczelińca trzeba kupić bilecik. My mieliśmy szczęście i budka z biletami była zamknięta, z racji tego, że było jeszcze przed sezonem. Dyszka została w kieszeni.



Szczeliniec z rana jak śmietana! Nie wyobrażam sobie chodzić skalnym labiryntem w samo południe w szycie sezonu. Przez wczesną porę między skałami kluczymy zupełnie sami (nie czuje jak rymuje!). Światło słoneczne dociera tylko w nieliczne miejsca, jest ciasno, ciemno, pusto i nieco klaustrofobicznie. Tak, jak powinno być w takim miejscu. Przez niektóre szczeliny ciężko się przecisnąć z 55 litrowym plecakiem, są i takie które trzeba pokonywać na kuckach, prawdziwy zew przygody!







Pod każdą większą skałą żartownisie podkładają deseczki, żeby się nie zawaliła. A może przezorny zawsze ubezpieczony?






Kompletnie nie wiem, czy ta skała ma jakąś nazwę, ale dla mnie to "Piękna i Bestia".



Są też miejsca gdzie wciąż leży całkiem sporo starego śniegu, a wejście do Piekła zagrodzone było barierką. Adik jako jedyny z naszej ekipy zdecydował się wejść do Piekła i po powrocie stwierdził, że przez ilość lodu i śniegu ten odcinek faktycznie był piekłem. Tarasy widokowe można znaleźć również po wschodniej stronie Szczelińca i przynajmniej na mnie zrobiły większe wrażenie niż na pozostałych. Może to dlatego,że od dawna bardzo chciałam pojechać na Preikestolen, a tutaj widzę pewne podobieństwa.














Ze Szczelińca schodzimy do Karłowa dosłownie w chwilkę. Okolice parkingu pod Szczelińcem wyglądają teraz zupełnie inaczej niż wieczorem, ze straganów uśmiechają się do nas pamiątkowe dinozaury. A może podczas ostatniej wizyty w Zakopanem nie zdążyliście kupić pamiątkowej ciupagi dla siostrzeńca? To nic, nie musicie znowu jechać na Krupówki, dostaniecie ją pod Szczelińcem. A stragan obok pyszne "podhalańskie oscypki". Chociaż oscypki to pewnie już nawet nad morzem można dostać. Ledwo podchodzimy do auta atakuje nas Parkingowa by upomnieć się o swoje.



















Szef kuchni poleca.... Nic nie poleca!



Informacje praktyczne:

-  jeśli chcecie spać na Szczelińcu w weekend, to najlepiej rezerwować nocleg ze sporym wyprzedzeniem. Ja rezerwowałam 2 tygodnie wcześniej i dostaliśmy OSTATNIE miejsca, a kwiecień to przecież żaden sezon. Za łóżko w pokoju 10-osobowym płaciliśmy 50 zł od osoby. Zdecydowanie to jedno z droższych schronisk, ale nie będziecie żałować.
- kasy biletowe na Szczelińcu są czynne od maja do końca października. Normalny dyszka, ulgowy piątka.


Adršpach


Kiedy wjeżdżamy na parking w Adrspach jestem szczerze przerażona. Kilka autobusów i tyle samochodów, że ciężko było znaleźć miejsce do zaparkowania.
Z portfelem lżejszym o 120 koron przekraczamy bramki i... o kurde. Wcześniej myślałam, że woda w adrszpackim jeziorku tak naprawdę nie jest aż tak turkusowa, sama przecież siedzę w Lightroomach i photoshopach więc wiem jak fałszować rzeczywistość. Musicie mi jednak uwierzyć na słowo, że woda w jeziorze jest turkusowa BARDZIEJ niż w internetach i do tego czysta jak łza. Samo jezioro dość mocno przypomina mi Lago di braies, oczywiście nie ma tam łódek, ani nie górują nad nim 2 tysięczniki, ale takie miałam pierwsze skojarzenia. Może dlatego, że nie widziałam więcej turkusowych jezior?
Byłam pod wrażeniem już samego jeziora. A dalej miało być tylko lepiej!


































Kiedy już okrążyliśmy jezioro, powoli wkroczyliśmy w świat potężnych skał. Niektóre z nich zdobią XIX wieczne grafitti pisane gotyckim pismem: to nazwiska podróżników, którzy odwiedzili skalne miasto, czy zdobywali szczyty skał. A teraz wyobraźmy sobie, co byśmy pomyśleli na widok "Tu był  'Siwy" czy "Kasia i Marcin". Myślę, że gdyby te podpisy były gotykiem to nie wyglądałoby źle!













Monumentalna "Głowa cukru" .











Gotycka brama wypatrzona dawno temu w internetach była impulsem do odwiedzenia Adrspach. To naprawdę super uczucie stanąć wreszcie w miejscu, które od dawna chciało się zobaczyć. Nawet mimo tych wszystkich turystów przetaczających się dookoła, a było ich naprawdę mnóstwo. Długo stałam i czekałam aż będzie pusto i kiedy już w końcu zadowolona naciskałam spust migawki nagle z bramy wyłaniał się jakiś Azjata ;_______;





Przed bramę wróciliśmy ponownie na koniec wycieczki, w okolicach 18 i było już zupełnie pusto i cicho. Sama brama wkomponowana w skały wygląda naprawdę monumentalnie i tylko troszkę niezwykłości odbiera jej fakt, że została wybudowana w 1939 roku, by.... służyć za budkę z biletami.







 A co znajduje się za bramą?
Za bramą wkraczamy w prawdziwe skalne miasto. To było trochę tak, jakby iść ulicami Manhattanu, tylko wszystkie wieżowce jakiś szalony czarnoksiężnik zamienił w kamień. Było też trochę tak, jakbyśmy nagle znaleźli się na planie Prometeusza. Albo w miejscu przed wiekami należącym do tajemniczej cywilizacji, która dawno wyginęła.
Brakowało mi tam słów (ciężko mówić z szczęką opadniętą do samej podłogi), brakuje słów i teraz, by opisać wszystko, co widziałam, a był tego prawdziwy przesyt: wodospady, jezioro pośród skał, skalne panoramy.
I znów: aby w pełni poczuć klimat tego miejsca myślę, że najlepiej udać się tam bardzo wcześnie rano w myśl zasady: kto rano wstaje, temu pan Bóg daje puste szlaki!





























































































Czy tylko mi ta skała kojarzy się z bułeczką, rogalikiem czy wypiekiem z ciasta drożdżowego? Czemu na wycieczkach jestem wiecznie głodna?!




No prawie identyko!






W tym miejscu następuje koniec fotorelacji, bo zamęczyłam drugą baterię w aparacie i naprawdę nie wiem, co miałam w głowie, że nie spakowałam ze sobą ładowarki na ten wyjazd. 


Informacje praktyczne:

-bilet kosztuje 120 koron. Nie można płacić w złotówkach, ale niedaleko kasy jest kantor, a w samej kasie można bez problemu zapłacić kartą. Aaaa, to cennik na 2019. W przyszłym roku pewnie będzie trochę drożej, bo przeglądając przed wyjazdem różne blogi zauważyłam różnice w cenie w stosunku do poprzednich lat.
- kasy są czynne od 8:00-18:00. Poza tymi godzinami nic nie stoi na przeszkodzie by wejść na teren skalnego miasta. Za darmo. Wiecie co robić (cebulak mode on).
- cena parkingu to 100 koron.

Do Adrspach na pewno wrócę jesienią. Jesienią koniecznie muszę też w końcu pojechać do Czeskiej/Saksońskiej Szwajcarii. I tutaj pytanie, które nie jest typową blogerską zagrywką, po prostu jestem ciekawa: jakie punkty widokowe/miejscówki polecacie w tych skalnych miastach? Oczywiście poza takimi najbardziej ikonicznymi jak Bastei czy Brama Pravcicka?

You May Also Like

0 komentarze